poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Prolog

  Gdy jesteśmy sami za dużo myślimy. O życiu. O ludziach. Tych, którzy nam pomogli,  którzy chcieli dla nas jak najlepiej. I tych, którzy marzyli o starciu nas na proch. O wrogach. O przyjaciołach. O błędach.
Tych, które popełniamy nawet się nad tym nie zastanawiając, by potem ich żałować. Ale tego nie można już zmienić. Nie da się cofnąć czasu... ,ale można zrobić tak, by to nie było potrzebne. "Żyj pełnią życia,
nie patrz w przeszłość i nie obawiaj się przyszłości.'' -oto moje motto, a nazywam się Bliss...
                                                                     
                                                                             *  *  *

    ...no, przynajmniej tak się nazywałam. Dopóki nie odkryłam prawdy. Prawdy, która mnie odmieniła. Prawdy, która odmieniła całe moje życie.
    Dawniej wyglądało ono całkiem normalnie. Dobrze się uczyłam, miałam kochających rodziców i irytującego młodszego brata. Moja egzystencja skupiała się na byciu pełną energii, szaloną nastolatką.    Miałam kręcone, ciemne blond włosy do łopatek, zielone oczy, moje skromne 178 cm wzrostu i dość smukłą sylwetkę w kształcie klepsydry osadzoną na długich, szczupłych, ale i mocnych nogach. Wyróżniały mnie szerokie barki, silne ramiona i wiecznie wyprostowane plecy. (Nigdy się nie garbiłam,bo mając idealną postawę mogłam pokazać innym, że nie jestem od nich gorsza i mogę się im postawić.) Byłam taka zupełnie normalna, żeby nie powiedzieć pospolita, ale moi rówieśnicy zawsze mnie wykluczali i ,chociaż nie wiem jak bym się starała, każdy uważał mnie za dziwaczkę, odmieńca. A ja nigdy nie rozumiałam dlaczego.
   Kochałam rywalizację, bo udowadniałam wszystkim, że "ta inna" jest lepsza. I wszystko było w porządku do czasu, gdy wszystko zaczęło się zmieniać. Wysportowana i inteligentna nie miałam sobie równych, co szybko odbiło się na mnie niechęcią do jakichkolwiek konkursów. Stałam się cichsza, wolałam przebywać w swoim własnym towarzystwie z książką na kolanach niż w gronie znajomych. Nie pasowałam do nich. Nie pasowałam do całego mojego otoczenia, a próby jakiegokolwiek dostosowania się spełzały na niczym. Kiedy przechodziłam szkolnym korytarzem, rozmowy cichły, a ludzie ''dyskretnie'' wodzili za mną wzrokiem. ''Żałosne'' myślałam wtedy '' oni na prawdę uważają, że ja tego nie widzę?'' No cóż,stałam się samotnym wilkiem. Tak, to określenie idealnie do mnie pasowało. Ale mnie to się nawet podobało. Mogłam po cichu obserwować reakcje ludzi na różne bodźce, rozeznawać się w ich psychice. Dla nieznajomych wydawałam się być bardzo ciepłą osobą, łatwo wkręcałam w rozmowę, znajdowałam idealne tematy i budziłam zaufanie, które pozawalało mi na dowolną manipulację innymi, a ci nawet nie podejrzewali, że są tylko pionkami w mojej grze.Oczywiście nie wykorzystywałam ludzi do złych celów, ja po prostu tylko sobie troszkę pomagałam. To nie sprawiało mi problemów, ale fakt, że nie umiałam kłamać znacznie utrudniał życie.
    Zawsze lubiłam walczyć, więc od małego chodziłam na boks, karate, czy też judo. Mogłam się  też poszczycić umiejętnością pływania i jazdy konnej. (No...potrafiłam też nieźle rysować, ale to nieważne.)  
W wieku 17 lat nauczyłam się posługiwać różnego rodzaju bronią, szczególnie zafascynowało mnie rzucanie nożami. Zaczęłam też jeździć na motorze, co również wychodziło mi nie najgorzej.
  Ale prawdziwa przemiana rozpoczęła się w moje dwudzieste pierwsze urodziny. Jak co rano, z trudem zwlekłam się z łóżka i niemalże przeczołgałam do łazienki. Nie patrząc w lustro umyłam zęby i chwyciłam szczotkę do włosów, gdy postanowiłam jednak zerknąć, czy aby na pewno idealnie się lśnią. Uśmiechnęłam się szeroko-
wszystko jest w porządku, mrugnęłam. ''Co to do cholery ma być?!'' pomyślałam. Miałam złote oczy.
Po prostu złote jak u... wilka. Tak, te zwierzęta zawsze mnie intrygowały i nie powiem, że nie marzyłam o takich tęczówkach, ale to jest już chore. ''No nie panikuj dziewczyno, twoje oczy tylko zmieniły sobie kolor w ułamku sekundy. Ech, chwila, ja nie mam soczewek!'' Byłam totalnym krótkowidzem i już od dziecka nosiłam kontakty, a tu wstaję i obraz w ful HD.
-OK, to nic ,wszystko w porządku- powiedziałam na głos i już miałam dodać coś jeszcze, gdy szybko zakryłam usta dłonią. Mmm...mmoje zęby... ja miałam kły! Identyczne jak u... wilka. ''Nie, ja chyba na serio śnię... Tak, to na pewno sen i zaraz się obudzę, ale jak na razie to mogę...'' pomyślałam i dotknęłam ostrego szpikulca...
-O cholera!- na wpół krzyk, na wpół jęk wydobył się z mojego gardła. Spojrzałam na stróżkę krwi cieknącą z opuszka, po wnętrzu dłoni, aż po nadgarstek. Czerwona ciecz już zaczynała kapać do umywalki, gdy nagle przestała płynąć. Szybko umyłam rękę i dokładnie obejrzałam palec. Żadnej rany. Nic. A raczej nie śnię,
bo nieźle zabolało. ''Noo, ech... nie wiem co mam z tym zrobić. No dobra, może nie będę sobie na razie zawracać tym głowy... w końcu dziś moje urodziny!'' I z tą też myślą zbiegłam na dół po szerokich dębowych schodach.
-Cześć!- zawołałam do mamy.
-Cześć- odpowiedziała nawet na mnie nie patrząc.W sumie nawet lepiej, nie zauważy tego, co się ze mną dzieje.
Zupełnie zamyślona pochłonęłam śniadanie i wróciłam do siebie. Po trzech godzinach siedzenia z książką stwierdziłam, że pora zacząć się szykować na imprezę, bo ,jako że dziś kończę 21 lat i wkraczam w dorosłe życie, postanowiłam wybrać się na jakąś porządną dyskotekę. I nie przejmować się niczym. Biegałam po całym domu, a będąc w łazience w celu zrobienia lekkiego makijażu (nie chciałam wyjść na wytapetowany pustak) popatrzyłam znów w lustro i zamarłam. Moje oczy były na powrót zielone, a zęby normalne.
''Wow, no to mam schizofrenię'' pomyślałam w pełni przekonana o swojej chorobie. Jestem chora. No, chyba, że jeszcze ktoś mógłby to zobaczyć i być może rozwiać moje obawy. Bardzo mocno skupiłam się na moich oczach w lustrzanym odbiciu i wyobraziłam sobie te wilcze tęczówki, aż tu nagle złoto rozpłynęło się od nienaturalnie dużych źrenic po same białko.
-Ekstra- powiedziałam uradowana i zabrałam się do robienia jakiegoś stosownego make up'u. Po godzinie miałam już na sobie skórzana sukienkę na ramiączkach przed kolana. Cała była czarna, ze srebrnym suwakiem ciągnącym się po środku jej przodu, od połowy aż do górnego końca. Włosy upięłam w luźnego koka, a kilka niesfornych kosmyków jak zwykle się z niego wydostało i zwisały teraz swobodni po obu stronach mojej głowy. Do tego srebrne kolczyki w kształcie wieży Eiffla,mój mały talizman z lazurytu w kształcie krzyżyka (noszę go zawsze i wszędzie) i czarne szpilki. Po namyśle wsunęłam jeszcze na rękę bransoletkę, którą dostałam od mamy. Upewniłam się jeszcze raz, czy moje oczy są wciąż złote i zbiegłam na parter, gdzie spotkałam moich rodziców.
-...no i pojechał do kolegi, skoro Bliss idzie na imprezę-mówiła właśnie moja mama. Najwyraźniej wparowałam do kuchni w środku ich rozmowy. Nie usłyszała jednak odpowiedzi, odwróciła się i powiodła za wzrokiem taty, który z kolei gapił się na mnie z lekkim uśmiechem. Niestety zamiast jakiegokolwiek komentarza na temat mojego stroju, usłyszałam tylko:
-Co ty zrobiłaś ze swoimi oczami?!
Ech,ja też cię kocham,mamo...
-Och, to tylko soczewki- uspokoiłam ją szybko. Zadziwiające jak łatwo przyszło mi kłamstwo.
-Ach, bardzo ładnie wyglądasz- powiedziała, a tata pokiwał głową wcale się nie odzywając. Zresztą,
jego mina mówiła sama za siebie.
-Dzięki, nie czekajcie na mnie, nie wiem o której wrócę- dopowiedziałam jeszcze stojąc już w drzwiach
i zarzucając na ramiona moją ukochaną skórzaną kurtkę. Już po chwili pędziłam moim czarno-złotym ścigaczem ulicami Nowego Jorku.

                                                                           *  *  * 


    Przeszłam przez otwarte na oścież drzwi pilnowane przez naprawdę wielkiego ochroniarza (Na szczęście przepuścił mnie bez zbędnych pytań, wystarczyło jedno spojrzenie tych złotych oczu. Chyba je polubię.) do dusznego lokalu wypełnionego tańczącymi ludźmi. Podeszłam pewnym krokiem do baru i już miałam zamawiać pierwszego lepszego drinka, gdy wyręczył mnie jakiś przystojny dwudziestoparolatek. Uśmiechnęłam się do niego, a ten błysnął zębami i wpatrzył się w moje wilcze oczy. Szybko wkręcił mnie w rozmowę zamawiając kolejne napoje wysokoprocentowe, ale już po siedmiu był nieźle wstawiony, a ja niestety nic nie czułam. Żadnych oznak upicia. Co prawda alkohol przyjemnie rozgrzewał gardło i przełyk, ale wydawał się na mnie nie działać, a na mojego towarzysza nie mogłam już liczyć, bo po trzech następnych kolejkach padł jak nieżywy na blat baru. Wow, te koktajle musiały być naprawdę mocne. Nie nudziłam się jednak zbyt długo, bo chwilę później jakieś kolejne ciacho poprosiło mnie do tańca, i kolejne,
i kolejne. Naprawdę świetnie się bawiłam. Zupełnie zapomniałam o Bożym świecie, tak jak planowałam,
nie martwiłam się niczym. Właśnie robiłam piruet, kiedy nagle pociemniało mi przed oczami, czułam jak upadam, ale wiedziałam też, że mój partner jest w zbyt wielkim szoku by zareagować. Na szczęście zamiast wylądować z hukiem na posadzce poczułam się jakbym nic nie ważyła, zniewalające uczucie wolności ogarnęło zarówno moje ciało ciało, jak i umysł. Szeroko otworzyłam oczy i  ujrzałam... sufit!  ''Ale,kurwa,jak?!'' krzyczały moje myśli. ''Przecież to ze cztery metry!'' Niestety nie dane mi było się nad tym zastanowić, bo podłoga zaczęła się zbliżać w zastraszającym tempie. ''Przeklęta grawitacja'' myślałam spadając. Nikt nie kwapił się żeby mnie złapać, tłum gapiów rozstąpił się tworząc okrąg, w który miałam wlecieć i wylądować na podłodze łamiąc sobie kręgosłup. No tak, ta ludzka dobroczynność. Po prostu cudowne urodziny. Nie zdążyłam nawet zamknąć oczu, gdy zniknęłam w chmurze szafirowo-złotego pyłu. Po chwili pojawiłam się w zupełnie innej części sali lądując na nogach i prostując się powoli. Cały tłum odwrócił się szybko słysząc huk za plecami. Spojrzałam w dół na swój strój. Po mojej ulubionej sukience nie było śladu, zastąpił ją za to wygodny skórzany kombinezon z licznymi wstawkami i kieszonkami z ukrytymi weń nożami. Na nogach miałam czarne glany, a na dłoniach rękawiczki bez palców. Przyjrzałam się dokładnie dziurkom, które, zamiast na kostkach, znajdowały się pomiędzy nimi. Zacisnęłam wolno pięść,
a z mojej ręki wysunęły się trzy ostrza. Zdusiłam w sobie krzyk. ''Zupełnie jak te u Wolverina!'' skojarzyłam od razu. Schowałam noże i rozejrzałam się. Ludzie gapili się na mnie stojąc w półkolu. Na ich twarzach wymalowane były strach, zdziwienie i niedowierzanie. Słyszałam ich chrapliwe oddechy i przyspieszone bicie serc. Chwila, jak ja mogłam słyszeć ich serca stojąc 5 metrów dalej?! Jja, ja, ja...ja miałam wilcze uszy... Teraz je czułam. Wystawały z moich lekko potarganych włosów, które teraz jakimś cudem były rozpuszczone. Wzięłam głęboki wdech, ale nie spodziewałam się, że uderzy we mnie aż tyle przeróżnych zapachów. Woń potu, przeróżnych trunków i perfum tworzyła iście wybuchową mieszankę. Było tam tak duszno, coraz trudniej było mi oddychać. Zaczęłam głośno sapać, gwałtownie zerwałam się do biegu kierując się w wyłom w tłumie. Pędziłam przed siebie ignorując krzyki przerażonych ludzi z klubu i zdumione spojrzenia nielicznych przechodniów. Chciałam się stamtąd jak najszybciej wydostać. W biegu wskoczyłam na mój ścigacz uruchamiając go jeszcze w locie i już parę sekund później gnałam do domu co najmniej dwukrotnie przekraczając dozwoloną prędkość i klucząc pomiędzy samochodami. Wpadłam do swojego pokoju omijając rodziców, chwyciłam torbę i spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Czułam jak serce wali mi w klatkę piersiową, zupełnie jakby chciało ją przedziurawić. Klęłam w myślach na ten głupi organ, gorączkowo zasuwając swój niewielki bagaż i zarzucając go na ramię. Szybko zbiegłam na dół i przytuliłam się do swoich niesamowicie zdziwionych rodzicieli. Również w ich oczach czaił się strach, ale przynajmniej mnie poznawali.
-Bliss, co się dzieje?- zapytała z troską w głosie mama.
-Muszę wyjechać. Już teraz. Myślę, że już nigdy więcej się nie zobaczymy. Przepraszam. Kocham was
i będę za wami strasznie tęsknić. Muszę zniknąć. Pożegnajcie ode mnie Jamie'ego. I proszę nie szukajcie mnie. Nigdy mnie nie znajdziecie. Nikt mnie już nie znajdzie. Żegnajcie.- powiedziałam jednym tchem nie dając dojść im do słowa. Ich po prostu zamurowało. Cieszę się, że głos mi się nie załamał, bo chybabym wtedy nie dała rady. Ale cóż, tę decyzję podjęłam już w drodze tutaj i nie zmienię jej. Przytuliłam ich
i rzuciłam ostatnie tęskne spojrzenie, po czym wybiegłam z domu i odjechałam nie odwracając się za siebie. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, ale jedno wiem na pewno. Jestem bestią. Potworem. Nie wstydzę się tego, jaka jestem, ale mogę zrobić komuś krzywdę. Nie wiadomo do czego jestem zdolna. I dlatego zniknę z powierzchni tej planety. Nagle gwałtownie się zatrzymałam. Mam pewien pomysł. Skoro w tym klubie udało mi się jakoś teleportować to może dam radę i teraz. Zjechałam na pobocze, gdzie porzuciłam mój ukochany motor nie zważając na zdziwione i zirytowane pokrzykiwania zaspanych kierowców. Zamknęłam oczy i skupiłam się na celu. Po chwili zniknęłam w niebieskiej mgiełce, a gdy otworzyłam oczy, otaczały mnie już tylko sosny pokryte śniegiem, tak samo zresztą, jak i całe podłoże. Byłam sama. Sama w syberyjskim lesie...

                                                                            *  *  *

42 lata później...

                            Złoto błysnęło w ciemnościach. To wilczyca otworzyła swe ślepia...

  Powoli otworzyłam oczy, przypominając sobie mój sen. To był ten dzień. Dzień przemiany. Skarciłam się za to w myślach. Nie chciałam tego wspominać. To był już zamknięty rozdział mojego życia. Zaczęłam nowe
i teraz jestem już zupełnie inną osobą , a nazywam się Lupus Teliel, Wilczyca...

sobota, 23 sierpnia 2014

Główni bohaterowie


PRZED PRZEMIANĄ
 
 PO PRZEMIANIE
Bliss, przez sforę zwana Lupus Teliel. Jest wysoką, szczupłą i silną kobietą.W swoje 21 urodziny przeszła przemianę i stała wilczycą. Tak przynajmniej nazywa ją stado, czyli piekielne ogary.Po przemianie jej oczy stały się złote, kły większe i ostrzejsze, a kości stwardniały, jakby zostały wykonane z metalu, choć materiał, z których są zbudowane nieznany jest ludzkości i ostrza w rękach w przedramionach. Potrafi zmieniać się w czarną waderę. Kiedyś miała normalne życie, ale teraz jej domem są lasy, do czasu aż przez przypadek spotka Avengers.
Loki Laufeyson, zwany Kłamcą. W mitologii nordyckiej bóg kłamstwa, wina i intryg. Pochodzi z Jotunheimu, choć wychował się w Asgardzie.


Thor Odinson,bóg piorunów. Jest z Asgardu, pochodzi z rodu Asów. Należy do Avengersów, na stałe mieszka w Midgardzie, gdzie ma dziewczynę, Jane Foster.


                                                                        Avengers


Nick Fury
 TARCZA

















                                                                       I INNI
                                                         TROCHĘ MNIEJ WAŻNI
 m.in.Asgardczycy i mieszkańcy reszty z dziewięciu światów, HYDRA, sfora piekielnych ogarów